sobota, 2 września 2017

Nici, nici, mnóstwo nici.



W zeszłym roku Anabell podarowała mi ogrom nici do haftowania. Ogromne jest mi z tego powodu miło i czuję się dopieszczona- dzięki. Bardzo dużo haftuję i każde nici przydają się. Wiedzą o tym również moi Młodzi. Ostatnio Młody przywiózł mi z Anglii dwa woreczki wypchane nićmi do haftowania. Synowa, która zagląda do angielskich „szmateksów”, znalazła je i kupiła za małe pieniądze (u nas kosztowałyby majątek). Najpierw posegregowałam je według kolorów i firm. Okazało się, że są to nici głównie firmy Anchor. Lubię nici tej firmy, bo bardzo ładnie połyskują i są ciut grubsze od nici DMC, które czasem niezbyt równo układają mi się na haftach cieniowanych- pewnie nie potrafię nimi haftować, ale moje umiejętności w tym zakresie, to już inna sprawa. Nici DMC świetnie nadają się, według mnie, do haftu krzyżykowego, albo rococo. Szkoda, że mulina polskiej Ariadny jest mniej błyszcząca i bardzo często zdarza się, że te same kolory (według numeru) z różnych partii trochę różnią się. Zdarza się też, że nici te, są nierównej grubości.
Wracając do nici z Anglii- były wśród nich motki firmy, również angielskiej, Peri Lusta. Bardzo ładna, równa, błyszcząca mulina. Wiedziona ciekawością, czy można taką mulinę kupić w Internecie, poszukałam i znalazłam ją na Etsy. Wprawdzie proponowany wybór kolorów nie poraża, ale jest ona w miarę tania.
Po posegregowaniu wszystkich otrzymanych nici, okazało się, że ktoś chyba robił duże projekty, bo niektórych kolorów było po kilka lub kilkanaście motków. Nawinęłam po 2-3 motki na bobinki, a reszta poczeka. Uzyskałam bobinek, z nowymi nićmi, chyba ze dwie setki. Samo nawijanie zajęło mi dwa popołudnia.Teraz jest potrzebny czas, pomysły i chęci do haftowania.

Na zdjęciu jest tylko część podarowanych nici. Posegregowane według kolorów motki, leżały wszędzie- na szafce, na kredensie, regale itp. 
Czeka mnie duże zadanie- powstrzymanie się od kupna następnych nici, bo tych starczy mi chyba do końca moich możliwości haftowania.

4 komentarze:

  1. Na razie zarzuciłam hafty, ale kto wie, może kiedy wrócę do tej zabawy. Ale owo "zarzucenie" wcale nie oznacza zaniku zainteresowania "nitkami do haftu". Tyle tylko, że już tylko oglądam je,a potem z żalem odkładam.Miałam nawet szalony pomysł, by zlikwidować majątek koralikowy, ale po namyśle wszystko zapakowałam. Dużo tego, oj dużo.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W żadnym wypadku nie likwiduj koralikowania. Jeżeli poświęciłaś mu kawał życia, to trzeba to traktować jak nałóg. Nie rzucać z nagła, a stopniowo, powoli, o ile w ogóle nie porzucić myśli o likwidowaniu.
      Jakoś nie widzę Ciebie bez koralikowania. Po prostu, nie widzę i już:):):):)

      Usuń
  2. Jaskòłko, jak ja Co zazdroszczę tej pasji. Na razie obserwuje, ale zaczyna mnie brać.
    Pozdrawiam
    goodmorning73.blogspot.com
    zolza73.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmmmm... na początek jednak chyba krzyżyki. To jest proste jak drut, ale trwa i trwa, i trwa. Może lepiej haft płaski? Szybciej,jednak trzeba poznać kilka ściegów podstawowych. A potem? Potem już poleci.
      Jedno jest ważne. Na początek mała praca, by nie wpuścić się w maliny dużym projektem, bo to szybko zniechęca.

      Usuń

Dziękuję za zainteresowanie moim blogiem.
Będzie mi miło, gdy zostawisz komentarz. Staram się odpowiadać nawet w starszych postach.