Wpuściłam się w maliny. A
wszystko przez moje upodobanie do posiadania wszystkiego w porządku- porządku w
sensie braku bałaganu. No nie, przesadnego porządku u mnie nie ma, ale lubię
mieć poukładane, posegregowane itp. Mam poukładane w różnych pudełkach materiały
do rękodzieła- koraliki, wstążki, koronki, druciki itp. Te rzeczy oraz tkaniny
mieszkają w wielkim starym kredensie. Nici do haftu mam posegregowane według
rodzaju, grubości albo producenta. Muliny miałam w workach (każdy kolor w innym
worku) i trzymałam je w koszu wiklinowym, W drugim koszu wiklinowym trzymam
grubsze kordonki, a w jeszcze innym kordonki cienkie. W pudłach plastikowych
mam kordonki Tulip oraz inne tureckie, sztuczne jedwabie, nici metalizowane
itp. Ostatnio szukałam muliny do haftu, bo już jest na tapecie następne
ptaszydło. Wyjęłam taki wór z kosza i grzebię w nim zawzięcie w poszukiwaniu
odpowiedniego odcienia niebieskiego. Grzebię, przewracam tymi bobinkami w worze
i nijak znaleźć nie potrafię tego, co chcę. W końcu wyrzuciłam całą zawartość
wora na stół- szukam, rozgarniam, przegarniam. W każdym worze mam około 50 i
więcej bobinek- własnej produkcji- z nawiniętymi nićmi. Niektóre kolory
powtarzają się kilkakrotnie. Ogólny chaos i mizeria. Tak się wściekłam, że po
chwili siedziałam przed kompem i zamawiałam organizery na mulinę wraz
zapasowymi bobinkami. Zamówiłam, dostałam i nawijam te nici, jak świstak
sreberka. Ale najpierw pogrupowałam nici, w każdym kolorze, według producenta. Nici,
które się powtarzały wrzuciłam z powrotem do worów według kolorów, a te do
kosza- nagle wieko się domknęło i jakiś taki luz tam się zrobił? A dotychczas
to prawie nogą musiałam domykać, bo wszystko wyłaziło na górę. W sumie mam 8 pudełek-organizerów,
a ile bobinek, to na razie nie wiem, bo jeszcze sporo nawijania przede mną.
Taaaa, nie pytajcie o
koszty. Trochę to kosztowało. Jednak za cenę każdorazowego mieszania w tych
worach i wkurzania się, nie żałuję wydatku. Już widzę, że była to dobra
decyzja, bo nareszcie wiem, jakie nici posiadam. Zdarzało mi się kupować nowe,
a potem znajdywałam w worze dwie bobinki takich samych. Każdorazowe wysypywanie
na stół zawartości wora nie wchodziło w grę. Nie chciało mi się i tyle. Więc
grzebałam w tych worach, trzymając je na kolanach, a potem upychałam w koszu. Organizery
mają również inny plus- nie dość, że widać kolory nici, to jeszcze nici nie
niszczą się tak, jak w worze. Nie układam mulin numerami, bo przy hafcie
płaskim, przynajmniej ja, tego nie potrzebuję. Układam je według producenta. W
jednym pudełku jeden kolor i jego odcienie. Wiem jednak, że numerami układają
panie, które haftują krzyżykiem i mają we wzorze podane numery mulin. Wtedy
łatwiej im się rozeznać oraz znaleźć dany numer. Ja dobieram kolory
intuicyjnie, albo według kolorów na wzorze. Zresztą moje hafty wzoruję na
ilustracjach, kafelkach, starych rycinach itp. Gdybym miała gotowy wzór i
podaną do niego paletę kolorów, to musiałabym układać mulinę według numeracji.
Nie przypuszczałam, że mam
takie zasoby muliny. Bardzo dużo dostałam od Młodych z Anglii, gdzie synowa
wygrzebała mnóstwo pasemek w second hendzie. Sporo muliny, głównie DMC,
podarowała mi Anabell- wielkie dzięki:). Dużo też znalazłam muliny podczas
porządkowania mieszkania mamy, po jej odejściu. No i wcześniej sama kupiłam
sobie, głównie mulinę Ariadny, z której jestem najmniej zadowolona.
Nawijam mulinę na bobinki i
zastanawiam się, jakiej najchętniej używam. Jest to też ważne dlatego, że
układając bobinki w pudełkach z przodu daję te, według mnie, lepsze, z tyłu
mniej udane.
Na razie wygląda to tak
Zrobiłam odział muliny od
najlepszej do najgorszej, to moje zdanie, przy czym kryteriami są: połysk, brak plątania się podczas haftowania,
ładne rozkładanie się nitek na tkaninie i nasycenie koloru. Mówię o hafcie
płaskim.
1. Peri Lusta- stara
angielska mulina, prawie już niedostępna na rynku. Dostałam jej trochę w
różnych kolorach. Ma piękny połysk, pięknie układa się na tkaninie i nie plącze
się podczas haftowania. Jest to nić bawełniana, ale miękka jak jedwab. Chciałam
sobie dokupić różne kolory, szukałam i znalazłam na angielskim Ebayu parę
ofert. Niestety, nić wycofana z produkcji w latach 80tych i wybór kolorów
prawie żaden. Ktoś sprzedaje parę motków z różnych kolorów, ktoś inny więcej
motków w jednym kolorze. Szkoda.
2. Anchor- angielska mulina
o bardzo ładnym połysku, miękka i ładnie rozkłada się na tkaninie. Jest ciut
grubsza od muliny DMC (podwójna nitka podczas haftu) i szybciej zapełnia haft.
Ma bardzo ładne żywe kolory no i ich wybór jest duży. Już wiem, że uzupełniać
braki będę tym rodzajem nici.
3. DMC- francuska mulina o
ładnym połysku, czasem mam kłopot z równym zapełnieniem fragmentu, jest cienka
(podwójna nitka podczas haftu- potrójna zbyt gruba) i widać ułożenie nitek, ale
nie plącze się przy pracy. DMC ma bardzo duży wybór kolorów.
4. DMC Etoile- więcej nie
kupię. Skusiłam się tymi rzekomymi błyskami w hafcie, ale rozczarowałam się
bardzo. O niej też już pisałam- kolory matowe, miękka, bardziej przypominająca
włóczkę, podczas haftu rwała się i strzępiła tak, jak włóczka, a połysk po wyhaftowaniu
jest bardzo nikły. Poza tym kolor biały jest białym brudnym, w niczym nie
przypomina śnieżnej bieli. Widziałam zdjęcia haftów wykonanych tą muliną- hafty
śliczne, ale nie było widać ekstra różnicy pomiędzy Etoile, a zwykłą DMC.
5. Ariadna- polska mulina-
ta stara jest bardziej matowa (mam jeszcze zapas mój i po mamie), ta nowsza już
ma ładny połysk. Często podczas haftowania skręca się i plącze, tworzą się
supełki. Ładnie rozkłada się na tkaninie, ale jest chyba najgrubsza z tych
trzech mulin. Kiedy uzupełniałam brakujące kolory, zdarzało się, że nowa partia
odbiegała odcieniem od starej. Poza tym bywało, że na pasemku kolor był
nierówno rozłożony.
6. Mulinki nowosolskie-
polska mulina, o której pisałam kilka postów wstecz- to inna bajka. Nadaje się
do haftu płaskiego na grubszej tkaninie i do haftu rococo mniej delikatnego-
świetnie wychodzą pętelki i owijki, szybko zapełnia elementy. Jest matowa i
niepodzielna.
Żeby nie zwariować przy
nawijaniu oraz rozruszać trochę kości, zrobiłam sobie przerwę i cały dzień
szyłam. Ładnie to ktoś nazwał – „uwalniałam szmaty”. Szyłam głównie poduchy, narzutki
na pralkę, oraz na kosz, na brudną bieliznę. Takie zszywanie w rodzaju
patchworku. Wykorzystałam też haft, który leżał od prawie dwóch lat w pudełku.
To wzór Parolina. Bardzo mi
się spodobały te zające. Znalazłam dwie albo trzy części, już nie pamiętam, ale
nie znalazłam jednego fragmentu. No i? Poskładałam te, które miałam,
zrezygnowałam z prawego skrajnego, za to z prawej strony dohaftowałam choinki z
ptakami i wyszedł całkiem fajny hafcik. Gdybym znalazła tę brakującą część oraz
wyhaftowała całość, to haft pewnie miałby metr długości.
Tak wygląda nzrutka na kosz na ciuchy do prania. Ułożyłam ją na oparciu wersalki, bo nie mam innego miejsca na robienie zdjeć.
Haft naszyłam, a brzegi haftu zabezpieczyłam wstążką w kolorze starego złota. Jak to jest? Mam parę pudełek krajek, koronek, wstawek, kupę tego jest do koloru, do wyboru, a jak jest mi potrzebna taśma do obszycia, to nic nie pasuje? Musiałam zadowolić się zwykłą wstążeczką atłasową. Inna rzecz, że chciałam, by kolor tasiemki był, jak najbardziej, zbliżony kolorem do tła. Materiał, na który naszyłam haft, to bawełna w bardzo fajnych, jesiennych barwach. Spód podszyłam żółtą bawełną.
Ale Cię naszło! A mnie tyo czeka z moimi przydasiami, bo (wstyd się przyznać) po kilku tygodniach życia na poudłach, walnęłam wszystko bez ładu i składu. Nawet w koralikach mam, dysgyntowanie mówiąc- bałagan. Lubiłam prace z DMC, okrutnie się zraziłam do Ariadny, bo zrobiłam bieżnik "bożonarodzeniowy" i jeszcze nim dotarł do właścicieli (mojej córki) odkryłam, że ta nitka farbuje, a bieżnik był oczywiście biały i tego białego było sporo. Tak się wściekłam, że sprułam wszystko (przecinałam po prostu nitki), kupiłam na tempo kilka motków czerwonej i zielonej DMC i zrobiłam wszystko od nowa.I dobrze zrobiłam, bo gdy sprułam wszystko na materiale zostały kolory. Pracowicie przeniosłam wzór na kalkę, wyprałam materiał i wtedy dopiero mogłam od nowa haftować. A jak mi się wtedy słownictwo wzbogaciło!!!! Fajniste te zajączki i dobrze na tej tkaninie ten obrazek wygląda.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Stara Ariadna jest gruba i bez połysku- taka bawełniana nić. Kiedy chce jej użyć, najpierw sprawdzam, czy nie farbuje. Nie zdarzyło się, by zafarbowała. Jednak czerwony, stary kordonek też popsuł mi haft.
UsuńMusiałam uporządkować, bo nici się podczas tego grzebania niszczyły.
Uffff, ale żeś się nazwijała, nie zazdroszczę, ale fakt że lepiej sobie zadać taki trud i mieć przejrzystość, bo takie szukanie w bałaganie do duża strata czasu.
OdpowiedzUsuńBardzo ładny ten haft z zajączkami! :)
Jeszcze zwijam :):):) jak patrzę na pudełko z posegregowanymi kolorami, to zostało mi jeszcze chyba ze 100 do przewinięcia. Cała zielona Ariadna i wszystkie beże.
UsuńEch, jak ja znam to nawijanie, nawijam już od kilku lat. Czasem cały dzień, nowo zakupione, podpisane. Mam tego z 500 bobinek rożnych odcieni z kilku firm. Całą Ariadnę, prawie całą madeirę i trochę anchora czy DMC. Ale nie połapałabym się gdybym nie zrobiła porządku w pudłach. Teraz mam poukładane kolorami i odcieniami, a w moim hafcie to ważne.
OdpowiedzUsuńNa razie nie liczyłam, bo ciągle nawijam:) To była dobra decyzja- wiem, co mam, wiem jaki mam zapas i nie muszę przegrzebywać w tych worach, co niszczyło nici.
UsuńPorządek ważna sprawa. Wprawdzie nie przewijam, ale mam posegregowane w pudełeczkach z rozpiską posiadanych. Tylko dawno już nie robiłam aktualizacji zasobów i jakoś ciężko przysiąść.
OdpowiedzUsuńCzytałam u Ciebie, jak uporządkowałaś nici. Na samym początku, gdzieś 6 lat temu, kiedy wróciłam do haftowania, miałam mało nici. Potem dokupiłam i dostałam- zrobiło się tego mnóstwo. Najpierw miałam w pasemkach w woreczkach i w worach- szukałam, grzebałam. potem przewinęłam na bobinki własnej roboty i do worów- szukałam, grzebałam. Pudełka kupiłam, ale na kordonki i inne nici do haftu. Dopiero niedawno do mnie dotarło, że przecież są te pudła organizery. To ułatwia sprawę- otwieram wieko i widzę, co mam w pudle:)
UsuńWy to macie dobrze, wy to znaczy hafciarki, bo przydasie zajmuja wam malo miejsca. Ja mam trzy pelne szafy, ok, uporzadkowane, ale jak szukam odpowiedniego materialu, to leci niesty wszystko na podloge i potem musze znowu pracowicie ukladac.
OdpowiedzUsuńAle ciesze sie, ze mam tak duzo, bo do konca zycia mi starczy, nie musze juz kupowac :)))
Oj, zapominasz, że ja też szyję. Nie piszę o tym na blogu, bo to takie zwyczajne szycie. Cały dół kredensu i dwa ogromne kosze wiklinowe (takie na pościel) mam wypełnione tkaninami. Góra kredensu zapełniona jest pudłami, pudełkami z koralikami, wstążeczkami, drucikami itp. do różnego rękodzieła. A w jednej półce komody mam parę grubych segregatorów z wzorami do haftu. Sama zastanawiam się, kiedy to wszystko uzbierałam.
UsuńMogłabym jeszcze w tych worach z muliną grzebać, ale cierpliwość mi się skończyła w momencie, kiedy zabrakło mi jednego koloru, nie dogrzebałam się jego zapasu, wyhaftowałam bardzo zbliżonym, a potem znalazłam jeszcze jedna bobinkę tego brakującego na początku. A teraz sama z siebie się śmieję, bo w strachu, że znowu mi zabraknie, zamówiłam nowych 200 bobinek. Z tymi, które są jeszcze nie nawinięte mam ich 350. Bardzo nie lubię momentu, kiedy okazuje się, że czegoś mi zabrakło.
O tak, porządek niesamowicie ułatwia życie ( ale mi się zrymowało ;) ) Ale żeby go osiągnąć trzeba włożyć sporo wysiłku, jednak późniejsza wygoda wynagradza cały trud:D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło, Agness:)
:):):):)Cały tydzień zwijałam te "sreberka",a dzisiaj tryumfalnie ogłosiłam koniec zwijania. W amoku nawinęłam jeszcze nici Madeiry- Decorę i lasetę. I na sam koniec, ponieważ został mi jeden organizer, zrobiłam porządek z częścią koralików.
UsuńFaktycznie jest łatwiej, mam teraz przegląd bez przetrząsania worów,