Nie potrafię haftować jednej rzeczy od początku do końca jednym cięgiem. Nie potrafię i już. Z drugiej strony chyba nie muszę, bo nikt nade mną z batem nie stoi i nie pilnuje. Ale gdzieś w głębi duszy jest dyskomfort, no bo jakże, wykazuję jakiś brak obowiązkowości, cierpliwości, samozaparcia. Człowiek sobie rzadko uświadamia, że robótki ręczne to ma być relaks, przyjemność i tutaj obowiązkowość powinna być na dalszym planie. Nie masz przyjemności ciągnąć haftu, odłóż, poczekaj, aż przyjdzie ci na niego ochota. I tak ze mną jest. Kiedy spostrzegam, że zaczynam się przy jakimś hafcie męczyć, odkładam go i zajmuje się inną robotką. W rezultacie powstają tzw. ufoki, które zalegają szufladę. Jednak komu to przeszkadza? Może tylko mnie, bo ja tylko wiem, co tam kiedyś odłożyłam. Problem jest właśnie z tym gnieceniem przez własne sumienie- "No weźże się i w końcu wyhaftuj tę serwetkę, poduchę, czy też rozpoczęte biscornu"- gada do mnie i ponagla, by te rzeczy dokończyć. A mnie się całkiem po prostu w tym momencie nie chce. Chce mi się czegoś nowego, innego. A potem cała historia się powtarza. Rozpoczynam nową robótkę, ta szybko mi się nudzi, odkładam i tak w koło Macieju.
Tak było i teraz. Wyhaftowałam 3/4 drugiej pszczoły, kiedy spostrzegłam, że z niechęcią biorę się do dalszego jej haftowania. Odłożyłam i zrobiłam coś zupełnie innego.
Są to serduszka filcowe, o które prosiła mnie pewna młoda dama. Parę lat temu zrobiłam filcowe serce, na którym różową nicią TULIP wyhaftowałam różyczki, ściegiem rococo. I to serduszko jej podarowałam. W czerwcu poprosiła mnie o jeszcze trzy takie same. Pewnie miała jakiś pomysł na dekorowanie swojego pokoju, który włąśnie jej tata wyremontował.
I nie było by problemu z serduchami, gdyby nie skończyła mi się właśnie ta różowa nić. Mimo dosyć zaawansowanych poszukiwań w pasmanteriach internetowych, nici tego koloru i tej marki już nie znalazłam.
Miał być komplet czterech serc jednakowych. Zastąpiłam różowe nici różową wstążeczką. W środek każdej róży wszyłam koralik.
Tak wyszły serduszka.
Przed zszyciem.
Gotowe.
Serduszko ma wymiary 6/7 centymetrów
Są to zawieszki ozdobione przeźroczystymi koralikami i chwostem, który też ozdobiłam koralikiem.
No i teraz mogę znów spokojnie haftować pszczoły na poduszce. Wróciła mi na nie ochota.
Kiedyś posty, omawiające wszystkie zrobione przez mnie prace, zamieszczałam na jednym blogu wraz z postami, dotyczącymi wielu innych spraw. To był jeden blog z takim tematycznym misz-masz.
Potem zbudowałam odrębny blog (ten), by tematy związane z robótkami nie mieszały się z innymi tematami. A potem ten ogólny blog, zlikwidowałam i powstał bałagan, bo nie wiem do teraz, czy wszystkie moje prace już pokazałam, a było ich wiele i były różnorodne.
Dlatego, kiedy pokazuję tu coś z przeszłości, do końca nie jestem pewna, czy nie powtarzam prezentacji. Zapisuję wprawdzie zakładki, jednak coraz trudniej mi się w tym odnaleźć, bo prac jest coraz więcej.
Dzisiaj przyszedł czas na pokazanie filcowych serc z ptasimi aplikacjami. Nie pamiętam, kiedy je zrobiłam i nie pamiętam, co się z nimi stało. Większość moich prac trafiło na różne kiermasze, może i one były wśród nich?
Całość banalnie prosta do wykonania, chociaż każde serce wymagało poświęcenia dużo czasu i pracy.
Pierwsze z czerwonymi kwiatami i niebieskim ptakiem.
Drugie z białymi kwiatami i ptakiem beżowym.
Trzecie z różowymi kwiatami i białym ptakiem.
Wszystkie razem.
Aplikacje ozdobiłam haftem oraz koralikami. Zamiast chwostów przymocowałam długie nici z koralikami na końcach.
Wykorzystałam pomysł z Internetu, ale zdobienia wymyśliłam sama.
Dzisiaj serduszka wydobyte z
czeluści archiwum, nigdy światu blogowemu nie pokazane. Owszem na pasku jest
zdjęcie, jednak to taka dodatkowa wklejka, zrobiona kiedyś z rozpędu.
Serduszka zrobiłam parę lat
temu. Wszystkie poszły na kiermasz w szkole rewalidacyjno- wychowawczej.
Wtedy dałam na ten kiermasz
całe pudło prac, wykonanych przeze mnie- filcaków, serduszek, zawieszek, igileników itp.
Serduszka są z białego oraz kremowego filcu,
a na nich moje fantazje dekoracyjne filcowo- haftowane.
Do zdobienia wykorzystałam również maleńkie koraliki. Serduszka można wykorzystać jako zawieszki, a wiesza się je na tasiemkach.
Zawieszki, a właściwie
przywieszki do breloczków, zrobiłam na początku grudnia. Poszły na kiermasz na
rzecz dzieci ze szkół specjalnych.
Zawieszki mają wyhaftowany ten
sam wzór, ale w jednym róże haftowałam wstążeczką, w dwóch (czerwone i niebieskie różyczki)- muliną DMC Etoile, a
trzecia jest ozdobiona kwiatami z filcu.
Na Pintereście znalazłam
wykrój, ale nie znalazłam tutka, jak taki dzwonek wykonać. Niby prosto- wykroić,
zszyć, ozdobić. Problem w tym, że jest to dzwonek otwarty z dołu i trzeba było
jakoś ukryć „lewą” stronę zdobienia. Wedle wszelkich reguł szycia, należało
podszyć tę niezbyt elegancką część. W szyciu na maszynie jest to niezbyt
skomplikowane- wykrawamy z materiału taki sam wykrój na spód, jak na wierzch,
składamy prawymi stronami do siebie, przeszywamy boki, wywracamy na prawą
stronę i gotowe. Jednak nie takie numery przy dzwonkach z filcu. Tu należało
zrobić tak, by wnętrze dzwonka było także „prawą” stroną. Wykroiłam drugi taki
sam dzwonek, zszyłam, włożyłam lewą stroną do lewej strony już ozdobionej części.
Figa- wewnętrzny dzwonek wystawał o dobre pół centymetra za krawędź wierzchniego.
Gdybym przycięła ten nadmiar, obwód zmniejszyłby mi się i zabrakłoby go przy
zszywaniu z wierzchnią częścią. Przycięłam wewnętrzny dzwonek od góry, włożyłam-
jeszcze wystawał. Przycinałam tak długo, aż wewnętrzna część elegancko
wskoczyła w zewnętrzną, a brzegi były równe. Zszyłam je, dokończyłam ozdabianie
góry dzwonka i doszyłam chwosty.
Tak wygląda gotowiec- sznureczek położyłam na półce i przycisnęłam wazonem- dzwonek zwisa sobie swobodnie na regale. Wielki, tłusty filcok:)
Doszłam do wniosku, że
trzeba zrobić wykrój części spodniej taki, by brzegi dołu dzwonka były równe, a
góra kielicha krótsza i węższa. W każdym razie nie może to być drugi taki sam
dzwonek jako część wewnętrzna.
Tak wygląda spód dzwonka, czyli ta część, która mnie tak wkurzała przy montowaniu i szyciu.
Zastanawiam się również, czy do uszycia wewnętrznego
kielicha nie użyć cieńszego materiału zamiast filcu. Może dzwonek układałby się
lepiej, bo nie byłby taki puchaty i sztywny? Materiał musiałby być z tych nie strzępiących
się, by ładnie prezentował się jego brzeg, zszyty z brzegiem filcu (podgięcie
materiału mogłoby nie wyjść ładnie i zrobiłoby niepotrzebne pogrubienie linii
brzegu). A może należy po prostu użyć filcu 1 milimetrowego? Ale ten, z kolei,
jest dosyć twardy i szorstki- nie prezentuje się tak ładnie jak filc grubszy.
Boki dzwonka, ozdobione pasmanteryjnymi różyczkami i masą koralików
Góra dzwonka- nie jest taka "wygryziona, jak na zdjęciu ( pewnie jakiś cień takie użarcie spowodował)= jest równa:)
Teraz widzę, że na brzegu widać jeszcze fioletowy znikopis.
Różyczki i koraliki przyszywałam nicią monofilową. Z tą nicią to jest czasem niezła heca- a to ucieka z igły (od pewnego czasu szyję nicią podwójną i nie mam juz tego problemu), a to jedna nitka gdzieś zahaczy o koralik, a ponieważ jej nie widać, to po przyszyciu kilku koralików (drugą nitką) nagle nić się ujawnia, bo odstaje od materiału. No i co teraz? Przyszywam jeszcze raz koralik porządnie, a wystającą nić ucinam. Dlatego po przyszyciu koralika zawsze sprawdzam, czy obie nici są równe i czy gdzieś nie jest pojedyncza zahaczona. Jest to czasochłonne i mozolne, ale unikam opisanych błędów.
Chwosty zrobiłam metodą tradycyjną, nawijając wełenkę na tekturkę. To wełenka do robienia na drutach ubranek dziecięcych- jakaś "baby" w nazwie.Koraliki przy chwostach daję, by je trochę obciążyć no i dla ozdoby.
Materiały:
- kremowy filc 2 milimetrowy
- koraliki,
- wełna na chwosty,
- pasmanteryjne różyczki,
- nić monofilowa,
- nieć do zszywania elementów- ja używam podwójnej nitki muliny w kolorze materiału.
Wielkość dzwonka: wysokość- 7
centymetrów; przekątna na spodzie kielicha- 10 centymetrów.
Przyznam, że momentami
szycie tego dzwonka doprowadzało mnie do tzw. szewskiej pasji. Jak ten spód nie
chciał się dopasować, tak nie chciał. W
dodatku przycinane w nim szwy nadpruwały się i trzeba było ciągle je poprawiać.
Góra- kółeczko z filcu ozdobione koralikami też jest ciut mała. Może przy
następnym wymyślę coś innego. Taka „czapeczka” musi być, by przykryć schodzące
się na czubku dzwonka szwy. Niby są proste, niby mogło by tak zostać, ale jakoś
tak to wyglądało niedokończone.
No i teraz widzę, że na
zdjęciach szwy wyglądają byle jak, ale zapewniam Was, że w realu wcale tak to źle
nie wygląda. To tak działa zbliżenie. Podobnie jak na naszych twarzach-
patrzysz w lustro- widzisz parę zmarszczek, dasz lusterko powiększające i widzisz….
pomarszczonego upiora. Ale jak nie przybliżę, to nie pokażę detalu w pracy. Ot
i taki to paradoks.
Jakoś ostatnio tu pusto,
głucho. Haftuję, haftuję, ale to dosyć duże kawałki i jadę z trzema na raz. Tak
jakoś mi się zachciało. Przekładam- raz jeden, potem inny i jeszcze inny. Jedna
poducha skończona, ale fotek brak. Drugą kończę, ale trzeba ją zszyć. Jakiś
kilimek równocześnie powstaje. A między tymi haftami, zrobiłam serducho z ważką.
Do zrobienia ważki
wykorzystałam nici metalizowane, perełki i mały kaboszon. Chyba kaboszon, bo
nie mam pojęcia, jak poszczególne rodzaje perełek się nazywają. Serducho jest z
białego filcu, ozdobione na brzegu większymi perełkami. No i tradycyjnie z
chwostem:)
Kiedy duży haft mnie męczy, robię różnedrobiazgi „do niczego”.Powstał kolejny. Taki sobie wisiorek-
zawieszka. Całość to mój projekt, tylko kształt zawieszki wzorowany jest na
pomysłach z Pinterestu.
Po kolei każdy bok zawieszki- wykonałam je różnymi kolorami
Bardzo lubię robić
małe, zdobne, "do niczego", rzeczy. Serduszka są bardzo wdzięcznym tematem, a w dodatku, można na nich
przećwiczyć nowe ściegi oraz techniki haftu. Moje serduszka są najczęściej z filcu
i dużym utrudnieniem jest naniesienie na nie wzoru. Można to zrobić za pomocą
bibułki, może też wybrać takie ściegi, by nie wymagały dokładnego odwzorowania
albo takie, które haftuje się, przede wszystkim, na powierzchni tkaniny, bez
ciągłego wkuwania się w nią i przeciągania nici pod spodem. Doskonałe są tutaj ściegi
wykorzystywane w hafcie rococo (brazylijskim).
Niedawno zrobiłam cztery
małe serduszka zawieszki.
Na jednym naszyłam koraliki różnej wielkości i cekiny- proste łatwe i szybkie:). Na drugim wyhaftowałam okrągły motyw ściegiem Pistils, środek obwiodłam pętelkami francuskimi i wypełniłam koralikami. Równie proste i szybkie:)
Dwa następne posłużyły mi jako poligon doświadczalny do haftowania, w nowy sposób, małych różyczek. Jest to chyba najszybszy i bardzo prosty sposób haftowania dekoracyjnych, drobnych różyczek.
Dodaję film instruktażowy, na którym pokazano haftowanie różyczek, przy czym, pani zaczyna haftować od zrobienia środka- pętelki francuskie. Ja haftowałam tak, jak jest na schemacie. Ładniej wychodzą takie różyczki, kiedy haftowane są miękką nicią lub wąską wstążeczką.
Serducha wiszące
Serduszka ozdobiłam koralikami i niewielkimi chwostami.
Materiały:
Biały i granatowy, cienki
filc.
Koraliki różnej wielkości,
cekiny.
Nici: Mulina DMC, Nici firmy
Yabali (chwosty żółto- zielony i fioletowo- granatowy),
Anchor- perłówka 5, Multicolor, Miss Batik firmy Aldze (chwost różowy), Tulip firmy YarnArt (chwost wiśniowy)
Moje posty, prezentujące
prace, które zrobiłam, przenoszę na ten blog w kolejności przypadkowej, dlatego
czasem coś pokażę najpierw, a potem, w innym poście mówię o tym, skąd się, co
wzięło. W taki sposób właśnie opowiem o początkach mojej przygody z filcowaniem.
I jeszcze jedna uwaga, może się zdarzyć, że treści gdzieś się powtórzą- pominąć,
nie komentować, bo ja i tak nie ogarniam tego wszystkiego. To prawie 10 lat mojego
„systematycznego robótkowania”- nie jestem w stanie zapanować nad
dokumentowaniem tamtych lat, toteż mogą zdarzyć się powtórki.
Post
przeniesiony z aktualnymi uwagami
Zakochałam
się. Wprawdzie nie szaleńczo, ale dosyć obłędnie. Zakochałam się w filcowaniu.
Zaczęło się od tego, że dostałam w prezencie matę do filcowania, uchwyt z
igłami do filcowania, specjalny grzebyk do czesania czesanki. Ucieszyłam się
bardzo, ale wtedy jeszcze nie chciało mi się wnikać w filcowanie. Zwłaszcza, że
miałam fajny wzór do wyhaftowania (zakończony czeka na pomysł, co z nim
zrobić). Odłożyłam zestaw do półki. W tym samym czasie na swoim blogu Ata
pokazała uszytego przez siebie gnoma. I wtedy coś mi zakiełkowało w łepetynie.
Gdzieś jakieś gnomy już widziałam. Weszłam na Pinteresta i zaczęłam
poszukiwania. Rany, jakie cudeńka z filcu, przy okazji szukania gnomów,
zobaczyłam.
Nie
chodzi mi o szycie różności z arkuszy filcowych, a o filcowanie czesanki.
Jestem w tej dziedzinie kompletnym lejkiem, to znaczy byłam, bo szybko się
podciągnęłam z teorii. Zostałam wręcz zmuszona do przeczytania różnych
informacji na temat techniki filcowania i materiałów do tego potrzebnych, bo:
-
gnana potrzebą, już zaraz natychmiast, sprawdzenia się, kupiłam czesankę w
różnych kolorach, trochę igieł;
-
przy próbie ubicia pierwszej kulki filcowej złamałam za jednym zamachem 5
cieniutkich igieł (kompletny tuman bez wyczucia, myślałam, że jak się mocno
wali, to ten filc szybciej powstanie);
-
dopiero po przeczytaniu kilku tekstów na temat czesanki, spostrzegłam, że
kupiłam mnóstwo czesanki wiskozowej, zamiast czesanki wełnianej (dlatego była
dużo tańsza), która jest bardzo miękka, słabiej się filcuje, trudniej ją
uformować i widać na niej ślady igły.
Podciągnęłam
się trochę z teorii, zaczęłam filcować. Na sucho. Filcowanie na mokro musi
jeszcze poczekać na impuls „już chcę”. Uwaga aktualna- zechciałam i trochę na
mokro sobie pofilcowałam:). Poza tym filcowanie na sucho może się odbywać w
dowolnym czasie i miejscu- wystarczy kawałek blatu, na którym zmieści się mata
do filcowania. Filcowanie na mokro wymaga przygotowania warsztatu i trochę więcej
czasu. Dokupiłam czesanki w różnych kolorach i teraz ćwiczę „kłucia”. Na razie
palce mam całe. Nie jest prawdą, że to praca krwawa i bolesna, aczkolwiek
zdarza mi się wbić igłę w palec, aż krew leci. Na wszelki wypadek kupiłam sobie
dwa naparstki, jednak są one z aluminium i brudzą wełnę. Zrezygnowałam z nich,
dziubię w wełnę pod lekkim kątem, a palce trzymam trochę dalej od miejsca
kłucia. Moje ufilcowane gnomy i elfy
Ten
gnom powstał pierwszy. Skorzystałam z instrukcji https://www.youtube.com/watch?v=7VI3Slep1KU
( są 4 części tutorialu). Trochę się namęczyłam, i wyszedł taki ludzik.
Podarowałam go Jaskółowi.
Potem powstały następny
Ten
w czerwonej czapie to Mikołaj. Potem doszyłam na czubku czapy mały, metalowy dzwoneczek,
ale zdjęcia, po takim wykończeniu, już nie zrobiłam. Mikołaj poleciał do
Anglii. Ten w niebieskiej został od razu zaanektowany przez Młodą.
Wszystkie razem
Zrobiłam
dwa następne- w niebieskiej czapie z czerwonym pomponem i w białej z zieloną
owijką - również od razu powędrowały "do ludzi".
Dotychczas
wszystkie gnomy, które ufilcowałam, nie miały oczu. Ten dostał policzki i oczy
z koralików. Bardzo przystojny z tymi oczkami.
Oprócz
filcowych gnomów zachwyciły mnie waldorfskie elfy. Przy wykonywaniu lalek filcowych stosowano tę samą zasadę jak przy szyciu waldorfowskich lalek z materiału - prostota, naturalne materiały i przyjazny wygląd.
Przy
ich tworzeniu wykorzystałam tę nieszczęsną czesankę akrylową, którą kupiłam
jako pierwszą w moim życiu wełnę do filcowania. Świetnie nadaje się na
sukienki.
Elf czerwony z niebieską piłką.
Z
tyłu włosy ma proste, opadając na skrzydła.
Elf
niebieski (może być anioł).
Sukienka
jest zdobiona połyskującą włóczką.
W
opaskę wszyłam perełki. Skrzydła wzbogaciłam połyskującą włóczką moherową.
Z
wełny czesankowej "metodą waldorfską" można robić zwierzaki, ptaki
itp. Typowa lalka waldorfska głowę, kończyny i tułów ma uszyte z
"pończochy", wypełnione trocinami (kiedyś), a obecnie wypełnieniem
takim do poduszek.***
X X X
*** W
1919 roku w Stuttgarcie powstaje przedszkole do którego uczęszczają biedne
dzieci robotnic fabryki cygar Waldorf- Astoria w Stuttgarcie (stąd ich nazwa).
Wkrótce powstaje pierwsza szkoła Rudolfa Steinera...Tam też powstaje pierwsza
Waldorfska lalka. Lalka jest istotnym elementem edukacji dzieci opartej na
obcowaniu z naturą - tak rodzi się cały nurt wkrótce nazwany pedagogiką
waldorfską. Istotną rolę w pedagogice odgrywa wyobraźnia, która pomaga dzieciom
rozwijać kreatywność i wrażliwość. Ten element jest bardzo istotny w
czasach kryzysu jaki zapanował w Europie a w szczególności w Niemczech po
pierwszej wojnie światowej.
Na początku oryginalna lalka
waldorfska nie ma wyraźnych rysów twarzy, ale z czasem pojawiają się proste
oczy i buźka. Tak powstaje charakterystyczny Waldorfski wygląd. Do dziś
mają prosty wyraz twarzy pozwalający na uruchomienie wyobraźni u dziecka.
Wkrótce powstają lalki
zarówno dla dziewcząt jak i dla chłopców.
Miękkie lalki wypełnione
runem stawały się dla dziecka żywymi przyjaciółmi i powoli stawały się
domownikami. Prawdziwa lalka Waldorfska jest do dziś robiona ręcznie i jest ona
jedyna w swoim rodzaju, bardzo trudno jest uszyć dwa razy taką samą lalkę.
Proste
lalki wykonane z naturalnych materiałów są uznawane za istotny proces w rozwoju
małego dziecka.